sobota, 29 grudnia 2007

Przez kuchnię i od frontu

Książka Miry Michałowskiej "Przez kuchnię i od frontu" uświadomiła mi, że nie jestem jedyną osobą, która jest zbieraczem wszystkiego co dotyczy spraw jedzenie i kuchni. Zbieram książki kucharskie, gazety, tygodniki, miesięczniki, związane z gotowaniem i zbieram przepisy kulinarne.
Pierwsze książki, które pojawiły się w moim domu, nie były tak kolorowe i wypełnione ilustracjami, jak są obecnie. Przeważnie książki kucharskie ograniczały się jedynie do przepisów, sposobie przyrządzania potraw i ewentualnie małej wskazówce, co należy wykonać, aby potraw była smaczna. Teraz książki kucharskie to przepiękne albumy z rewelacyjnymi kolorowymi zdjęciami, z opisami coraz to ciekawszych potraw.
Ale ja nadal mam sentyment do tych książek sprzed lat. Może dlatego, że ich treść była zwięzła, konkretna, a przede wszystkim pobudzała wyobraźnię. Tę wyobraźnię na pewno pobudziła książka Miry Michałowskiej "Przez kuchnię i od frontu". Jest to bezapelacyjnie mój faworyt wśród książek wprowadzających czytelników w świat sztuki kulinarnej.

Mira Michałowska
- pisarka, dziennikarka, satyryk i tłumaczka. Pod pseudonimem Marii Zientarowej publikowała w tygodniku "Przekrój" krótkie opowiadania o życiu dwóch rodzin. Na podstawie tych historii powstał scenariusz telewizyjny serialu "Wojna domowa". Serial zdobył ogromną popularność. Była autorką książek dla dzieci, felietonów i opowiadań. Mira spędziła wiele lat u boku męża na placówkach dyplomatycznych. To z tych podróży pochodzą opowiadania i anegdoty zawarte w książce "Przez kuchnię i od frontu". W ciepły, pełen humoru, sposób opowiada o swoich dyplomatycznych spotkaniach, tych salonowych i tych kuchennych.

Zacytuję tylko mały fragment z książki, tak na przekąskę!
„Podobno nie żyje się samym chlebem, ale bez chleba też żyć się nie da. Jemy, żeby żyć, czy żyjemy, żeby jeść? Takich komunałów mogłabym namnożyć mnóstwo. Wystarczyłoby sięgnąć na półkę z grubymi księgami przysłów czy cytat. Gdybym miała na to ochotę. Ale jej nie miałam. Ochotę miałam wyłącznie na powrót do wspólnych posiłków w towarzystwie czasami przyjaciół, czasami przygodnych znajomych, często dzieci, rzadziej psów, które to posiłki prowadziły do czegoś lub służyły czemuś poza trawieniem. I do przyjrzenia się bliżej różnym substancjom, które bardziej lub mniej bezmyślnie, z większym lub mniejszym apetytem ładujemy do naszych organizmów. I do zbadania wielu legend i przesądów z tymi substancjami związanych. I wiem, że bynajmniej nie wyczerpałam tematu. I mam nadzieję, że nie wyczerpię moich czytelników. No i że nikomu nie zepsuję apetytu. Na nic”.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...